Konstanty Gebert, laureat Nagrody im. Beaty Pawlak 2022 oraz Nagrody KLIO za książkę „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło” powraca z nową książką poświęconą historii Izraela. „Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela” ukaże się 17 maja, w 75. rocznicę powstania państwa Izrael.
Ta książka to fascynująca podróż w czasie przez wydarzenia, które doprowadziły do utworzenia, pomimo wielu przeciwności, współczesnej państwowości izraelskiej. Jest tu szerokie tło konfliktu między Izraelem i jego sąsiadami, w tym Palestyńczykami, oraz skala emocji, które tkwią w obu społecznościach. Ta bardzo wartościowa pozycja wskazuje też na zaskakujące podobieństwa między Polską i Izraelem. Polecam zainteresowanym historią i sytuacją Bliskiego Wschodu, a także osobom zamierzającym odwiedzić Izrael.
Piotr Puchta, dyplomata, były kierownik przedstawicielstwa RP przy władzach palestyńskich w Ramalli oraz były ambasador w Kairze
Konstanty Gebert patrzy na Izrael ze szczególnej perspektywy: religijnego żyda, a jednocześnie liberalnego demokraty, który osobiście angażował się w zwalczanie rożnych form opresji w Polsce i na świecie. Jego opowieść o Izraelu jest barwna, ale bez lukru i bez prześlizgiwania się nad najtrudniejszymi dylematami. Fascynująca lektura.
Maciej Kozłowski, Dyplomata, były ambasador RP w Tel Awiwie
Książka ta jest niesamowicie prowokująca i zmusza do myślenia, nawet jeśli nie podziela się wszystkich zawartych w niej interpretacji i wniosków. Oparta na wielu źródłach oraz osobistych doświadczeniach autora, obejmuje ona całą historię państwa żydowskiego, od poczęcia i bólów porodowych aż do egzystencjalnego 'Kulturkampf’ czasów obecnych. I jest prawdziwym majstersztykiem.
Dr Laurence Weinbaum, Redaktor Naczelny, „The Israel Journal of Foreign Affairs”, Jerozolima
Fragment wstępu do książki „Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela”
Jesienią 1947 roku i Żydzi, i Arabowie wstrzymywali oddech. ONZ, po krwawych walkach i politycznych przepychankach, histerycznych odmowach i politycznych zabiegach, wbrew woli rządzącej jeszcze w Palestynie Wielkiej Brytanii, mimo protestów wszystkich państw arabskich oraz przedstawicieli Arabów palestyńskich, przystępowała do debaty nad najbardziej dramatyczną propozycją przedłożoną organizacji w ciągu dwóch lat jej istnienia: podziału Palestyny. Ku zaskoczeniu większości członków Zgromadzenia Ogólnego własna komisja ONZ takie właśnie rozwiązanie uznała za jedyne wyjście z pogłębiającej się krwawej matni.
Równie zaskakujące było to, że wniosek poparły – każde ze swoich odrębnych powodów – i USA, i ZSRR, dwa wrogie sobie atomowe mocarstwa powojennego świata. Ale do przyjęcia wniosku nie wystarczało samo poparcie obu wielkich i ich sojuszników – decyzja o podziale, by była ważna, musiała zapaść większością kwalifikowaną. Tymczasem brytyjski dyplomata Harold Beeley powiedział Dawidowi Horowitzowi z Agencji Żydowskiej: „Aby uzyskać korzystną decyzję, będziecie potrzebowali głosów dwóch trzecich państw członkowskich, a uzyskacie ją tylko wówczas, gdy blok wschodni i USA zjednoczą się i poprą tak samą decyzję, jak i jej sformułowanie. Nic takiego nigdy się nie zdarzyło, nie może się zdarzyć i nigdy się nie zdarzy”.
Zdanie to wypowiadano na temat biegu wypadków na Bliskim Wschodzie tysiące razy. Wypowiadają je z absolutnym uczuciem pewności ludzie, którzy o regionie wiedzą mniej niż nic, oraz doświadczeni eksperci, którzy na tematyce bliskowschodniej zęby zjedli. A potem jakże często jest tak, że to, co zdarzyć się nie może, jednak się dzieje – i zostajemy z miną taką, jaką zapewne miał Beeley, gdy przewodniczący Zgromadzenia podał wynik głosowania. A potem taniec, śpiew i szał radości u jednych i bunt, gniew i poczucie klęski u drugich. Bliskowschodnie niemożliwości mają bowiem to do siebie, że choć 10 wszystkich zdumiewają po równi, to dla jednych bywają wybawieniem, a dla drugich przekleństwem.
Ta książka jest relacją o takich niemożliwościach. Jest próbą opowiedzenia, jak pomysł polityczny, zrodzony w Paryżu w głowie pewnego wiedeńskiego dziennikarza z Budapesztu, zaowocował, po upływie niemal dokładnie tylu lat, ile sobie jego twórca założył, jedyną spełnioną utopią polityczną XX wieku. Jak z pomysłu stał się ruchem, z ruchu – wspólnotą, a ze wspólnoty – państwem. Jak państwo to przetrwało, mimo że niemal wszyscy byli zgodni, że coś takiego się nigdy wydarzyć nie może; jak nieustannie zaskakuje i siebie samo, i świat. Na dobre i na złe. Chciałoby się, żeby to była historia radosna. Nie jest. Nie jest dlatego, że droga do spełnienia utopii wiodła nie tylko przez najciemniejszą z przepaści, w jakie kiedykolwiek stoczyła się ludzkość. Także przez cierpienie i krzywdę ludzi, których jedyną winą było to, że żyli w tym jedynym miejscu na ziemi, w którym utopia ta mogła się spełnić – ale dla nich w niej nie było miejsca. Jest to więc nieuchronnie książka o wojnie.
Izrael powstał bowiem w wojnie i – przynajmniej po części – na skutek wojny. W ciągu siedemdziesięciu pięciu lat niepodległości stoczył pięć dużych wojen, a od ponad trzydziestu lat toczy ze zmiennym szczęściem walkę z powstaniem, którego nie udało mu się uśmierzyć do dziś. Przedtem jednak jedna trzecia jego narodu została zamordowana, a wcześniej jeszcze, gdy utopia była tylko planem i projektem, przemocy nieustannie doświadczała. Nie ma zapewne kraju na świecie, w którym wojna byłaby tak obecna w codziennym życiu, widok uzbrojonych mężczyzn i kobiet na ulicach tak powszechny, a służba wojskowa tak fundamentalnym doświadczeniem w życiu każdego obywatela. Dlatego też nie jest przesadą powiedzieć, że gdy się mieszka w Izraelu, to się ma pokój z widokiem na wojnę. Widać ją w Izraelu ze wszystkich okien. (…)
Książka ta traktuje o dziejach tych wojen. Ale ta sama świadomość sprawiła, że nie umieli wykorzystać pokoju. Nie ufali, że może być trwały, że nie będzie jedynie przygrywką do wojny następnej. Nie umieli uwierzyć, że przeciwnicy mogą zmęczyć się wojną, że naprawdę mogą chcieć wybrać pokój. Trudno im się zapewne dziwić: zarówno historia, jak i współczesność boleśnie ich nauczyły, że więcej można stracić na zaufaniu niż na nieufności, że lepiej zmarnować szansę pokoju, niż przeoczyć zagrożenie wojną. Bez pokoju Izrael przeżył już trzy czwarte wieku. Przegranej wojny zapewne by nie przeżył.
Dlatego też tytuł książki odnosi się nie tylko do pokojów w izraelskich domach, z których zawsze widać wojnę. Ale także do pokojów, które Izrael przez lata zawierał, a z których każdy zakładał perspektywę wojny kolejnej. Od porozumień o zawieszeniu broni kończących wojnę o niepodległość po kolejne rozejmy w Gazie – są to jedynie umowy o tym, że przestaje się strzelać na chwilę. W to, by strzelać po prostu przestano, nikt – po jednej i po drugiej stronie linii frontu – przecież nie wierzył. Ale zawieszenie broni z Egiptem stało się, po czwartej przegranej przez niego wielkiej wojnie, pokojem trwającym już pół wieku. Pokój z Jordanią, równie trwały, podpisano niemal dwadzieścia lat później. Lecz choć na tych dwóch granicach wojna jest dziś niemal niewyobrażalna, to granice z Gazą, Libanem i Syrią stale płoną, a dalej na wschód Iran co jakiś czas oznajmia, iż zamierza zetrzeć Izrael z powierzchni ziemi. Trudno się dziwić, że do obietnic pokoju Izraelczycy podchodzą nieufnie.