Opowieść o ojcostwie, jego pokusach i walce z kulturą, która zbyt łatwo odpuszcza mężczyznom. Głos mówi: „Nie jesteś stworzony do opieki nad dzieckiem”, a wszyscy wokół mu przytakują. Głos mówi: „Odpuść sobie, nie angażuj się, walcz o swoje. W każdej chwili możesz zniknąć”. Czy słyszysz, jak bzyczy ci do ucha? Słyszysz jego podstępną melodię?
Właśnie ona towarzyszy narratorowi Trutnia od chwili, gdy dowiedział się, że zostanie ojcem. Podjął decyzję świadomie, jest wspierającym partnerem swojej żony i w małym palcu ma wszystkie teorie dotyczące nowoczesnej męskości. A jednak coś – przedwieczny zew, niepowstrzymany niczym horda zombie – każe mu snuć eskapistyczne fantazje.
Truteń to nowatorski miks powieści i osobistego eseju, a jednocześnie podróż w głąb „długiej nocy”, gdy rodzicielstwo wydaje się senną marą rodem z body horroru. Ucieczka w fikcje, w ukochane młodzieńcze lektury i filmy, a w końcu zrzucenie odpowiedzialności na barki żony, wszystko to wydaje się odpowiedzią na złowrogie podszepty godne Jedynego Pierścienia. Czy takiej pokusie w ogóle można się oprzeć?
„Jestem mężczyzną”, tłumaczy się Truteń. Ale co to właściwie oznacza?
Najpierw przychodzi myśl, że jest to bizarna historia ojca, który chce być matką. Ale szybko się orientujemy, że Truteń to okrutnie zabawny i szczery donos na ojców złożony przez jednego z nich. A zarazem intymna opowieść o oczekiwaniach, jakie sami na siebie nakładamy. Jak dobrze, że ktoś to w końcu napisał!
Mira Marcinów
Czy ojciec jest skazany na żywot trutnia? Że przyjdzie na gotowe, nie będzie musiał zmieniać pieluch, bo to „babska robota”, zostanie sam z dzieckiem dopiero, kiedy dziecko skończy osiem lat. Lub osiemnaście. Bohater walczy ze swoim wewnętrznym trutniem, a Jarek Westermark przekuwa tę walkę w porywającą literaturę.
Aleksandra Zbroja