PIERWSZA POLSKA BITWA PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ
Polska misja wojskowa w Kambodży (1992-1993) była przygotowana koszmarnie. Pojechali ludzie, którzy nigdy nie mieli broni w ręku, a nawet nie znali angielskiego. Brakowało jedzenia i sprzętu. Wartownik stał z bambusowym kijem, namioty pleśniały, auta się psuły, śmigłowce spadały. Sztab nie wiedział, co wyprawiają oddziały, bo nie miał radiostacji. A nasi żołnierze ćpali, chlali i urzędowali w burdelach, a potem uciekali, nie płacąc. Jednego trzeba było odbijać zbrojnie. Jednak gdy polską bazę zaatakowali Czerwoni Khmerzy, daliśmy im łupnia. Mimo że rozkaz brzmiał: „Poddać się!”.
Kambodża była polską Mission: Impossible. Bez broni i bez łączności nasi żołnierze stanęli naprzeciw wojsk największego żyjącego zbrodniarza na świecie – Pol Pota. W treść Pola śmierci trudno wam będzie uwierzyć, ale wszystko odbyło się właśnie tak. Na tę książkę warto było czekać dwadzieścia pięć lat.
płk Wiesław Słoniewski, były dowódca oddziału z Siem Reap, instruktor GROM
Piotr Głuchowski (1967), redaktor „Gazety Wyborczej”, pisarz i reporter, laureat najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, MediaTory), autor i współautor bestsellerowych reportaży książkowych (Ojciec Tadeusz Rydzyk. Imperator; Karbala). Pisze także kryminały.
Fragment książki:
Napastnicy walą z kałaszy i ciężkich karabinów PK. Odpalają granaty kulkowe. Po eksplozji każdego setki stalowych patronów dziurawią zaparkowane w bazie samochody, namioty i zbiorniki z wodą. Jest 3 maja 1993 roku, dochodzi godzina 4.50. Na pustkowiu pomiędzy lotniskiem Siem Reap a świątynnym kompleksem Angkoru trudna do oszacowania liczba Czerwonych Khmerów atakuje czwartą kompanię wsparcia polskiego batalionu logistyczno-inżynieryjnego POLLOG. Zaczyna się pierwsza – od II wojny światowej – prawdziwa potyczka, jaką polskim żołnierzom przychodzi stoczyć z kimkolwiek.
Nad głowami naszych lecą wystrzeliwane z zarośli granaty. Któryś wpada przez brezentowy dach do magazynu. Gdy wybucha wewnątrz, biały namiot chwilę świeci.
– Wyskoczyłem z łóżka w samych majtkach, od razu padłem na ziemię, tak blisko ucha mi gwizdnęło – opowie dwadzieścia cztery lata później Wiesław Słoniewski, dowódca. – Kładłem się spać na spokojnie, a obudziła mnie wojna.