13 kwietnia ukaże się nowa książka Jacka Hugo-Badera „Strażnicy wolności” – brawurowa reporterska opowieść o polskich antyszczepionkowcach i wyznawcach teorii spiskowych. Prezentujemy wstęp do książki.
Rozbieg
To wielki, ogromny wybuch obywatelskiej energii, jakiego w Polsce nie było od lat. Kto wie, czy nie od czasów „Solidarności”.
Poprzednie zdanie pisałem i kasowałem kilka razy z obawy, że przelobowałem. Czas rozstrzygnie, pokaże niebawem.
Z obliczeń, które znajdziecie w rozdziale „Argument”, wynika, że to pewnie co dziesiąty z nas. Zatem 4 miliony Polek i Polaków, zdeklarowanych, ortodoksyjnych antyszczepionkowców, wyznawców teorii spiskowych, w tym tej najnowszej o globalnym zamachu stanu, ogólnoświatowym spisku, którego początkiem jest zaplanowana już przed kilku laty pandemia COVID-19. Ale za nic w świecie nie pozwalają nazywać siebie antyszczepionkowcami. Przecież oni walczą o wolność, są więc wolnościowcami. Strażnikami wolności.
Już się organizują – chociaż na razie to niewielkie, rozsypane po całym kraju, luźne grupy, na oko cepeliada, folklor, polityczne wesołe miasteczko, ale pandemia kiedyś się skończy. A oni zostaną. I jak nic zmienią „tematykę”, tak jak Samoobrona, z której wszyscy kiedyś się śmiali, aż przestała być chłopskim związkiem blokującym drogi bronami i kupami gnoju i weszła do parlamentu. I wszyscy przestali się śmiać.
Tyle że Samoobrona przy tym rozpędzającym się jak lokomotywa antynaukowym ruchu społecznym, który nie chce słyszeć o światowym konsensusie uczonych na temat szczepień, to naprawdę był festiwal amatorskich orkiestr dętych. W nowym ruchu profesorów, lekarzy, adwokatów, radców prawnych, dziennikarzy i celebrytów nie brakuje. A do tego dodać trzeba ich wielkie, liczone w setkach, tysiącach, a nawet w milionach zasięgi w internecie. Oraz dziesiątki małych organizacji, stowarzyszeń, fundacji, internetowych portali telewizyjnych i stacji radiowych, blogerów, vlogerów, youtuberów, którzy wspierają się nawzajem, lajkują, promują, a przede wszystkim udostępniają swoje dokumenty, historie i opowieści. Na samym tylko Facebooku antyszczepionkowe treści teoretyków spiskowych trafiają do grubo ponad 3 milionów ludzi w Polsce i chociaż wszystkie platformy społecznościowe walczą z nimi, jak mogą, nie radzą sobie z hulającymi w ich cyfrowej przestrzeni fejkowymi treściami.
Kto to ogarnie? Zbierze do kupy i rozpocznie działania zjednoczeniowe? Może Jan Pospieszalski, największy antyszczepionkowy celebryta, albo poseł Grzegorz Braun z Konfederacji, jego asystentka Justyna Socha ze Stowarzyszenia STOP NOP, a może naukowy think tank Ordo Medicus?
A co byście powiedzieli o C19?
To nie jest rakieta balistyczna do przenoszenia głowic atomowych. To również nie jest kryptonim gazu bojowego ani planu błyskawicznej inwazji z lądu i powietrza na terytorium wroga. C19 to grupa osób, które kwestionują ogólnoświatową strategię walki z chorobą COVID-19. Słowo „pandemia” na swojej stronie internetowej zamykają cudzysłowem, a w przekazie werbalnym nazywają „plandemią”. Trzydzieścioro sześcioro kobiet i mężczyzn, starych i młodych, ludzi bardzo wykształconych i takich nieszczególnie, bardzo mądrych i mniej, ludzi żarliwie ideowych, oddanych sprawie na śmierć i życie, oraz śmierdzących oportunistów, malinowych cwaniaczków kombinujących, jak by tu rozbłysnąć jeszcze raz, jak by się umościć wygodniej w nowym miejscu, w nowej sytuacji, czasach. Osoby dobre, poczciwe, ale i śmieszne po prostu, jarmarczne, bywa, że groźne, ponure i strasznowate, otrzaskane na politycznych salonach, ale też z politycznego folkloru, happeningu. Lewaków i liberałów na sto procent tam nie znajdziesz – z kolorów dominuje czarny.
Różni bardzo, ale trzech podobieństw nie sposób po prostu przeoczyć. Najpierw to, że nie odbierają telefonów. No nijak nie idzie się do nich dodzwonić! Poza tym nie są zaszczepieni przeciw wirusowi SARS-CoV-2, chociaż wiem o kilku wyjątkach, a co najważniejsze i najbardziej rzuca się w oczy przy bliższym poznaniu – są bardzo głęboko wierzącymi, praktykującymi katolikami, a kilku z nich to nawet ulubieńcy, najbardziej oddani akolici redemptorysty Tadeusza Rydzyka z Torunia, stali bywalcy jego mediów, jego wierni publicyści, komentatorzy, eksperci. Przyjaciele.
Dlaczego tacy religijni? Bo tak układały się ich losy – poznamy kilka z nich. Mecenas Marek Czarnecki na przykład jest synem wioskowego organisty, ministrantem niemal od urodzenia, więc nigdy nie był i nie jest daleko od polskiego Kościoła.
Telefonów nie odbierają – to znaczy odbierają, ale tylko te, które mają zapisane w kontaktach – nie tylko dlatego, że do pani Agnieszki, która jest nauczycielką języka polskiego w szkole podstawowej, może zadzwonić ktoś z sanepidu i zapytać, dlaczego się nie zaszczepiła. Chodzi raczej o to, że rozmawiają tylko ze sobą, bo nie chcą, żeby ktoś burzył ich obraz świata, tę fikuśną metafizykę, którą zbudowali sobie w głowie. Żeby odkrywał przed nimi, że lewitują wokół śmieszności, że sieją dezinformację, kłamstwa, fake newsy, po prostu służą złej sprawie. Bardzo często wierząc przy tym święcie w to, co głoszą, bo niewielu z nich to cyniczni, wyrachowani oszuści. Organizują niezliczoną ilość konferencji, spotkań, pikników, narad, debat, a nawet komisji śledczych, bo szykują przecież „nową Norymbergę” dla zbrodniarzy covidowych, ale do tego wszystkiego zapraszają tylko podobnie myślących.
A dlaczego się nie szczepią?
O tym właśnie jest ta książka.