KOŁYSANKA

7 listopada 2022

"Kołysanka" nowa książka Macieja Siembiedy

Udostępnij post
KOŁYSANKA

Maciej Siembieda kolejny raz z mistrzowską zręcznością tworzy sensacyjną fikcję w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Tym razem na warsztat bierze fascynującą historię Śląska Opolskiego. „Kołysanka” to opowieść o najtrudniejszym śledztwie Jakuba Kani, które postawi pod znakiem zapytania jego dalszą karierę.

Czego szukał po wojnie na Śląsku Opolskim światowej sławy kompozytor Aram Chaczaturian przysłany przez NKWD? Czy był oprawcą? Wyjątkowo trudna i ściśle poufna sprawa wagi państwowej wiedzie Jakuba Kanię – specjalistę od śledztw historycznych – do Grodkowa. Szarą eminencją jest tam radna sejmiku wojewódzkiego, Iwona Kern. Dlaczego wyszła za mąż za Tomasza, człowieka, którego powinna nienawidzić? O co tragicznie poróżniły się ich rodziny? Jakie tajemnice kryją ruiny jednej z najwspanialszych niegdyś rezydencji magnackich w Europie, w której dwieście lat temu sprowadzono całą orkiestrę na intrygujący koncert dla… dwóch osób? Jak połączą się losy porzuconej przez matkę czteroletniej Joanny Gryzik i „diabła z Rudy”, potwornie okaleczonego w młodości i oszpeconego odludka Karola Goduli? I wreszcie czym była „tajemnicza melodia”, którą nie tylko prokurator Kania próbuje odszukać…

Wstrząsająca historia „diabła z Rudy”, wydarzenia wokół sprawy Chaczaturiana, prawdziwej bajki o Kopciuszku, przeklętych nut oraz tajemnic pałacu w Kopicach trzymają czytelnika w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Poznajcie prolog tej fascynującej opowieści!

Początek XIX wieku

Strużka krwi, spływająca po nagim ciele mężczyzny wiszącego na gałęzi drzewa głową w dół, wyglądałaby jak rzeka narysowana na mapie, gdyby rzeki na mapach zaznaczano na czerwono.
Rzeka miała swoje źródło w okaleczonych genitaliach zwisających na strzępie skóry. Dalej sama wytyczała sobie koryto. Płynęła przez równinę brzucha, zarośla włosów na klatce piersiowej i dolinę prawego obojczyka. Tu tworzyła kaskadę. Omijała szyję i spadała wprost na policzek. Purpurowe kulki toczyły się po nim przez kilka chwil, a potem kapały w leśną ściółkę kilka centymetrów od głowy nieszczęśnika, która niemal dotykała ziemi.
Płynęła coraz leniwiej. Krople krwi nabierały po drodze lepkości, a kiedy docierały do policzka, sunęły w dół ociężale i niezdecydowanie, jakby były z gumy. Wreszcie krzepły, tworząc między twarzą wiszącego człowieka a leśną glebą miękki, czerniejący sopel..

Mrówki tylko na to czekały.

Od pół godziny kłębiły się w ściółce z rosnącą nerwowością, nie wiadomo, czy bardziej podniecone zapachem krwi, czy perspektywą zadania, które je czekało. Znały się na tej robocie. Myśliwi i kłusownicy co jakiś czas zostawiali im głowy zabitych zwierząt, odbierając potem czaszki starannie oczyszczone ze skóry, mięśni i żył. W takich pracach brało udział całe miasto owadów, łącznie z robotnicami, które rzadko wychodziły spod ziemi. Zajmowały się plantacją grzybów, bo tylko dwa gatunki stworzeń potrafią uprawiać to, co później jedzą: ludzie i mrówki.

Dziś miały zjeść człowieka.

Najpierw po soplu krwi wtargnęła najważniejsza z grup, mająca za zadanie ostrzyknąć żerowisko jadem, zawierającym kwas mrówkowy, który konserwuje mięso.
Zaczęły pracować z pasją, a wtedy mężczyzna przywiązany do gałęzi poruszył się. W pierwszej chwili lekko, potem z wyraźnym niepokojem. Parę chwil zajęło mu uświadomienie sobie, co się z nim dzieje. Rozpaczliwie próbował oswobodzić ręce związane za plecami, jednak nie zdołał. Szarpnął się gwałtownie, ale na ziemię spadło zaledwie kilka mrówek z ruchomej maski, która już oblepiała mu policzek.
Człowiek powieszony głową w dół był synem nadleśniczego i nieraz zdarzało mu się widzieć czaszki spreparowane przez mrowiska.
Pokonując ból, nabrał tyle powietrza, ile zdołał, i wydał z siebie ogłuszający ryk. – fragment książki „Kołysanka”

 

„Kołysanka” w interpretacji Mariusza Bonaszewskiego. Posłuchajcie!

 

Zamów książkę