„Wołanie umarłych” – trzecia część kryminalnej serii Michała Zgajewskiego o detektywie Norbercie Krzyżu. Mroczne sekrety sprzed lat, tajemnicze samobójstwo i milcząca społeczność, skrywająca więcej, niż może się wydawać.
Norbert Krzyż po tym, jak otarł się o śmierć, ma dość ryzyka i postanowił trzymać się z dala od spraw, które mogą go wpakować w kolejne niebezpieczeństwo. Ale kiedy w Żywcu rozchodzi się wieść o samobójstwie znanego przedsiębiorcy, Mateusza Grochowskiego, Krzyż wie, że tej sprawy nie będzie mógł zignorować.
Rodzina nieboszczyka nie wierzy, że mężczyzna targnął się na swoje życie, a sam Krzyż zna więcej sekretów tej rodziny, niżby chciał. Jeśli jednak to nie samobójstwo, kto miałby życzyć Grochowskiemu śmierci? I dlaczego lokalna społeczność ewidentnie ukrywa coś przed policją?
Trop prowadzi do medium, które przed śmiercią odwiedzał mężczyzna, szukając informacji o ojcu, który ponad trzydzieści lat temu zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Detektyw przekona się, że w mroźnym mieście u podnóża Babiej Góry ludzie wolą ufać przesądom niż faktom, a najwięcej odpowiedzi mogą mieć dla nas zmarli. Jednak, czy Krzyż zdoła odkryć prawdę, zanim zmowa milczenia opanuje całe miasteczko?
Fragment książki „Wołanie umarłych”
Rozdział
PIERWSZY
Żywiec, 9 grudnia 2022
Mecenas Radosław Pabiś zjawił się w moim biurze niespodziewanie. Nie widziałem go od prawie pięciu lat i nieszczególnie mnie to martwiło. Ale najwidoczniej prawnik postanowił odnowić starą znajomość.
Zamiast usiąść, zajrzał do jednego z kartonów ustawionych na podłodze. Znajdowały się w nim wyroby, które można określić mianem rękodzieła góralskiego. Ja przysiadłem na skraju biurka i cierpliwie owijałem paczkę folią bąbelkową. Zerkałem na niego spode łba i czekałem, aż przemówi.
Pochylony wyciągnął maskę obrzędową.
– Zmienił pan profesję, panie Norbercie? – zapytał, wpatrując się w ciemnoczerwony przedmiot, który przedstawiał oblicze diabła.
– Pomagam znajomemu. Słabo sobie radzi z handlem online, a teraz jest spory popyt na takie rzeczy.
– Ale z bycia detektywem pan nie zrezygnował?
Pabiś odłożył maskę na miejsce i zajrzał do kolejnego pudła. Jego uwagę przykuła bogato zdobiona ciupaga. Oglądając ją, uśmiechał się do siebie. Wyglądał jak mały chłopiec w sklepie z zabawkami. Nie minęło pięć minut, a facet sprawił, że zagotowałem się w środku. Najchętniej kazałbym mu spierdalać, ale postanowiłem poczekać jeszcze chwilę.
To Pabiś wmanewrował mnie w sprawę zaginięcia Alana Węglarza. Wyszedł z tego taki syf, że na samą myśl jeżyły mi się włosy na głowie. Od tamtych wydarzeń minęło kilka lat i nawet ślepy zauważyłby, że nieopierzony prawnik przeszedł przemianę. To już nie był świeżo upieczony absolwent prawa w źle dobranym garniturze. Stał przede mną cwaniak w drogim wełnianym płaszczu z wielkim złotym zegarkiem na ręku. Ubiór miał świadczyć o tym, że wreszcie mu się udało. Tylko zarost na twarzy wciąż pozostał nijaki. Jak u piętnastolatka.
Odłożyłem paczkę na bok i usiadłem w fotelu.
– Co pana do mnie sprowadza? – spytałem. Chciałem mieć za sobą tę rozmowę.
– Nie co, ale kto. – Położył ciupagę na biurku i w końcu przycupnął na krześle dla interesantów. – Dawna klientka ma do pana sprawę.
– Kto?
– Aneta Grochowska…
– I przysłała pana? Nie mogła sama zadzwonić?
– Nie wiem, czy jest pan tego świadom, ale jej mąż odebrał sobie życie.
Musiałem zrobić głupią minę, bo Pabiś uśmiechnął się dyskretnie.
– Kiedy? – zapytałem.
– W połowie listopada.
Zamyśliłem się na chwilę.
– Rzeczywiście. Na lokalnych portalach pisali o jakimś samobójstwie. Nie skojarzyłem, że chodzi o niego.
– No właśnie. – Pokiwał głową.
Mateusz Grochowski, właściciel firmy komputerowej. W 2018 trochę za nim chodziłem. Aneta podejrzewała go o zdradę. To była pierwsza sprawa po dłuższym urlopie zdrowotnym, na który wyprawił mnie były rzeźnik z Węgierskiej Górki. Facet tak przefasonował moją twarz, że już nigdy nie wróciła do dawnej formy.
Zauważyłem, że Pabiś wpatruje się w bliznę przecinającą mój prawy policzek.
– Ktoś pana nieźle załatwił, panie Norbercie.
– Taka praca – odpowiedziałem. Nie miałem ochoty na wspominki, zwłaszcza w jego towarzystwie. – Co z Anetą? Jak się trzyma?
Pabiś westchnął, jakby rzeczywiście przejmował się losem Grochowskiej.
– Musi zajmować się fi rmą męża. I oczywiście córeczką. Mała ma siedem lat i bardzo przeżywa śmierć ojca. Pani Aneta nie wierzy, że Mateusz mógł zrobić coś takiego. Chciałaby, żeby ktoś to sprawdził. Dokładnie. Nie tak, jak policja. Nie ufa im… – Pabiś rozpiął płaszcz i spojrzał na czubki swoich świeżo wypastowanych butów. – Pani Aneta nie zwróciła się do pana bezpośrednio ze względu na to, co państwa kiedyś łączyło.
– Wszystko pan wie?
– Jestem pełnomocnikiem Anety, to znaczy pani Anety, więc tak… Wiem wszystko.
– Czy w takiej sytuacji nie lepiej by było poprosić o pomoc kogoś… – Przez moment szukałem właściwego słowa. – Kogoś niezaangażowanego emocjonalnie? Mogę panu podać namiary na specjalistów z okolicy. Na pewno ktoś chętnie to weźmie. Pabiś pokręcił głową.
– Obaj wiemy, że do takich nieoczywistych spraw pan jest najlepszy.