2 lipca 2021

Spinalonga. Wyspa trędowatych

Już w sprzedaży!

Udostępnij post

SPINALONGA
Wstrząsający reportaż o ostatniej w Europie wyspie dla trędowatych.

Po działającym do 1957 roku leprozorium na Spinalondze nie zostały niemal żadne dokumenty ani zdjęcia. Historię trędowatych z małej wyspy u wybrzeży Krety do dziś otacza zmowa milczenia. Małgorzata Gołota ze strzępów informacji, materiałów archiwalnych, relacji ostatnich świadków i ludzi, którzy poświęcili życie sprawie trędowatych, tworzy pasjonujący reportaż o jednym z najbardziej szokujących i wstydliwych epizodów w dziejach Europy.

Im mocniejsze światło słoneczne, tym głębszy cień. I to jest opowieść wprost z cienia, który wciąż zalega w pamięci słonecznej Krety. Poruszająca, wspaniała robota reporterska, ale i bolesne memento na „czas zarazy”. Wszak średniowiecze to nie epoka, to stan umysłu. Polecam!  Paulina Młynarska

Wyspy greckie są rajem na ziemi. Poza Spinalongą, która jest piekłem bez wyjścia, wyspą cierpienia. Odwiedzam ją z bólem serca. Opowieść Małgorzaty Gołoty o Spinalondze boli. Dorota Wellman

Czy wiecie, kim są hanseni? Dlaczego tak nazywa się osoby dotknięte trądem, tajemniczą chorobą od wieków towarzyszącą ludzkości? Trąd piętnuje i wyklucza chorych z ich środowiska – rodziny, przyjaciół, wioski czy miasteczka. W Biblii ta choroba jest karą za grzechy. Trąd kojarzy się z przeszłością, ale dzisiaj wciąż stanowi piętno, podobnie jak uchodźstwo, bezdomność, niepełnosprawność czy bieda. Trędowaci mają pragnienia takie jak każda grupa wykluczona. „Chcielibyśmy być kochani i akceptowani jako ludzie, którym przytrafiło się nieszczęście. Nie chcemy być zjawiskiem, innym gatunkiem człowieka. Mamy te same sny co wy” – mówił Epaminondas Remoundakis, jeden z mieszkańców leprozorium na Spinalondze. Małgorzata Gołota zebrała poruszające świadectwa i historie osób dotkniętych trądem. Jej książka otwiera czytelnikom oczy na nieznany świat, świat, który – wydawałoby się – dawno przeminął. Koniecznie trzeba przeczytać.  Janina Ochojska 

Każdy list, który opatrzono pieczęcią z literą „D”, budzi zainteresowanie sąsiadów. Już prawie zapomnieli o tym, że kogoś z tej rodziny dopadła klątwa, że ten ktoś żyje teraz na Spinalondze. Listy mogą przychodzić od różnych adresatów, ale ten z literką „D” na pewno nadano w kolonii. „D” znaczy „zdezynfekowany”. Sąsiedzi znów nieżyczliwie patrzą na tę rodzinę. To boli tak bardzo, że w końcu jej członkowie proszą chorego, by więcej do nich nie pisał. Nie przyjmą go też, gdy – po wynalezieniu skutecznej terapii na trąd – z radością wróci do domu. To już nie będzie jego dom. Powiedzą mu to w progu i go odeślą. Nie interesuje ich, dokąd pójdzie, choć sami czasem działają wbrew sobie. Nie mają wyboru. Życie w jednym domu z trędowatym wykluczyłoby ich z lokalnej społeczności. Nikt nie dałby im pracy. Z czego mieliby się utrzymać? Jak wydać córki za mąż i jak znaleźć synom żony? Lepiej wyrzec się jednego członka rodziny niż skazać ją całą na wieczną samotność i poniżenie.  

fragment książki „Spinalonga. Wyspa trędowatych”