Przeprowadzę Cię na drugi brzeg

23 maja 2023

"Przeprowadzę Cię na drugi brzeg" - nowa książka Justyny Dąbrowskiej

Udostępnij post
Przeprowadzę Cię na drugi brzeg

Po latach od sukcesu akcji „Rodzić po ludzku” Justyna Dąbrowska powraca z nową książką „Przeprowadzę Cię na drugi brzeg. Opowieści o porodzie, traumie i ukojeniu”.

Justyna Dąbrowska w swojej nowej książce „Przeprowadzę Cię na drugi brzeg” porozmawiała z kobietami, które z różnych powodów nie chcą wspominać swojego pobytu w szpitalu położniczym. Pyta je – z czym zostałaś? Po wysłuchaniu opowieści o ich porodach – często bolesnych, trudnych i takich, którym towarzyszyła krzywda zadana przez personel szpitala – wyjaśnia jako psychoterapeutka, co w danej sytuacji się tak naprawdę stało. Mówi kobietom: to nie Wasza wina. Autorka ma nadzieję, wynikającą z wieloletniego doświadczenia psychoterapeutycznego, że proces rozmowy o trudnych przeżyciach i nazywania krzywdy, która miała miejsce, ma moc leczącą, pomaga wyjść z traumy.

Drugą część książki stanowią rozmowy z położnymi o tym, jak może wyglądać dobry poród, taki, w którym rodzi się świadoma swojej siły matka, która może rozpocząć nieobciążoną cierpieniem relację z nowo narodzonym dzieckiem.

„Przeprowadzę Cię na drugi brzeg” to książka zarówno dla kobiet, które doświadczyły traumy w trakcie porodu jak i dla tych, które chcą świadomie się do niego przygotować, rozpoznać swoje potrzeby i dowiedzieć się jakie mają prawa w porodzie. Książka może być także nieocenioną pomocą dla wszystkich osób, które chcą wspierać kobiety w czasie, kiedy stają się matkami.

Patronem książki jest Fundacja Rodzić Po Ludzku.

Fragment rozmowy Agnieszki Urazińskiej z Justyną Dąbrowską, która ukazała się w Wysokich Obcasach:

Justyna Dąbrowska: Poród to sytuacja, w której kontaktujemy się z czymś bardzo pierwotnym w nas. Pięknie mówi o tym holenderska położna Beatrijs Smulders: w porodzie chodzi o to, żeby mimo bólu się otworzyć. A tego nie da się zrobić bez poczucia bezpieczeństwa. Ono z kolei w dużej mierze bierze się z zaufania do siebie i do osoby, którą kobieta ma obok. Jeśli spotka kogoś, kto to poczucie bezpieczeństwa zaburza, to bańka pęka. To zresztą czysta biologia. Na poziomie hormonalnym poród uruchamia oksytocyna. Jeśli kobieta czuje się zagrożona, to pojawiają się adrenalina i kortyzol, a one z kolei hamują wydzielanie oksytocyny. I się zamykamy. To logiczne: żaden ssak nie zdecyduje się na poród w sytuacji zagrożenia. Wtedy raczej się ucieka, prawda?
Oczywiście, zdarzają się porody trudne lub takie, które kończą się tragicznie z powodów niezależnych od człowieka.
Ale w opowieściach moich bohaterek uderza, że opisane krzywdy zostały zadane nie przez los, tylko przez konkretne osoby.
Jak to możliwe, że ktoś każe kobiecie ronić do łóżka na sali, przy innych kobietach, choć obok jest pusty pokój zabiegowy? Na to nie ma we mnie zgody.

I dlatego powstała książka?

Powody były co najmniej trzy. Po pierwsze, jestem psychoterapeutką, która zajmuje się okresem okołoporodowym. Rozmawiam między innymi z kobietami, która starają się o ciążę, poroniły, straciły dziecko, w ciąży źle się psychicznie czują, mają depresję albo zmagają się z traumą po porodzie. Nasłuchałam się wielu ważnych, poruszających historii. Zaczęłam się zastanawiać, jak to jest, że te historie tak długo pozostają niewypowiedziane. Czasami po raz pierwszy dopiero w gabinecie. Pomyślałam, że chcę tym kobietom dać głos, by zostały wreszcie usłyszane, by się rozpoczęła debata na ten temat. Przecież my tu mówimy o prawach człowieka. Nie może tak być, że w jednym z najważniejszych dni swojego życia kobieta jest zostawiona sama sobie, uciszana, ignorowana. Wyobraź sobie, że wszystkie moje bohaterki zaczynały swoją opowieść od tego samego zastrzeżenia: „Ja nie wiem, pani Justyno, czy ta moja historia jest rzeczywiście taka okropna. Na pewno inne kobiety miały gorzej…”. A później mówiły o poniżaniu, zawstydzaniu, odmawianiu prawa do informacji, o szyciu bez znieczulenia po porodzie.

Zupełnie jakbyśmy były przekonane, że tak musi być.

O tym kobiety rozmawiają, gdy spotykają się we własnym gronie. Jedna zaczyna, druga mówi: „Miałam tak samo”, inna dodaje: „A gdy ja rodziłam, to…”. Chciałam dać kobietom przestrzeń, aby mogły swój ból i krzywdę wykrzyczeć i żeby to w końcu zostało usłyszane.

Czy są jakieś statystyki dotyczące okołoporodowej traumy?

Dane są bardzo niejasne – niektóre badaczki podają 4 proc., inne 15. To pewnie dlatego, że o tym się wciąż za mało mówi. Gdy kobieta zaczyna w swoim otoczeniu opowiadać, że ją źle potraktowano, słyszy: „Najważniejsze, że dziecko jest zdrowe”, „Nie ma sensu do tego wracać, zapomnisz, wszystkie przez to przechodziłyśmy”. Chcę wierzyć, że większość kobiet ma z porodu dobre wspomnienia. Ale tym, które zostały skrzywdzone, chcę dać głos. Chcę im powiedzieć: „To nie twoja wina. To nie powinno było się zdarzyć”. Dlatego zaprosiłam kobiety, żeby opowiedziały o swoich porodach. Trauma się goi wtedy, gdy jest uznana przez innych za coś trudnego.
Drugi powód, dla którego zdecydowałam się napisać tę książkę, jest taki, że te krzywdy trzeba ponazywać. Bo żeby sobie poradzić z traumą, trzeba znaleźć słowa dla tego, co nam się przytrafiło. Trauma między innymi na tym polega, że przeczuwamy, iż spotkało nas coś okropnego, ale brakuje nam słów, by opisać, czym to było. Dlatego starałam się tych słów poszukać. Mam nadzieję, że to pozwoli źle potraktowanym kobietom zamienić doświadczenie traumy na opowieść o tym, „co mi się przydarzyło”.

I nazywasz: infantylizacja, unieważnianie, obwinianie, pozbawianie możliwości wpływu, upokarzanie, stosowanie niepotrzebnych procedur medycznych, przemoc.

Niestety, tego właśnie doświadczały moje rozmówczynie. Najbardziej dla mnie dojmujące było zobaczenie, że kobieta, która przekracza próg szpitala, zaczyna być traktowana jak dziecko. Takie, które nie potrafi samo rozpoznać, czego potrzebuje, nie zasługuje na rozmowę, bo – w domyśle – jest „nazbyt emocjonalne”. W wielu opowieściach powracał fakt, że ktoś z personelu medycznego podważał plan porodu, który kobieta ze sobą przyniosła. A przecież to jest dokument medyczny. Mówi się o nim w standardzie opieki okołoporodowej. Kobiety żaliły się, że im nie tłumaczono, co się z nimi dzieje. Położne używały za to określenia „kochanieńka” albo mówiły do rodzącej w trzeciej osobie.

Monika opowiada: „Wszędzie na podłodze leżały zakrwawione podkłady. Położna weszła ze mną do tej łazienki i dosłownie zerwała ze mnie siateczkowe jednorazowe majtki. Mówi: »Dobra, pani się myje, ja tu zaraz wrócę. Poradzisz sobie, kochanieńka, prawda?«. I sobie poradziłam”.

Historie moich bohaterek to też opowieść o tym, jak powszechne jest wymaganie od kobiet poświęcenia. „Masz cierpieć, tak wygląda poród”. Kobieta mówi, że ją boli, i nie wie, czy to jest normalny ból, czy może oznacza jakieś komplikacje, i słyszy bagatelizujące: „Ty jeszcze nawet nie zaczęłaś rodzić”. Co to w ogóle jest za komunikat? Dojmujące jest to założenie: masz cierpieć – zupełnie jakby dopiero to sankcjonowało macierzyństwo. A przecież istnieje wiele metod redukowania bólu porodowego.

Mnie poraziła historia Joanny, która rodziła za wcześnie, jej synek nie przeżył. Wspomina, że gdy krzyknęła, ktoś z personelu zatkał jej usta. Bo mamy cierpieć w ciszy?

Z raportów fundacji Rodzić po Ludzku wynika, że takie uciszanie kobiet wciąż się na porodówkach zdarza. Podobnie jak rutynowe nacinanie krocza. Aleksandra, jedna z moich rozmówczyń, opowiadała, jak zdenerwowała doświadczoną położną swoim planem porodu. „No kurwa, to tak, jakby pani wsiadła do taksówki i powiedziała kierowcy, jak ma prowadzić samochód” – usłyszała.

Cały wywiad dostępny tutaj.