W czasach Karola Marksa nic nie wskazywało na to, że to właśnie on stanie się symbolem idei, które poruszą miliony i zainspirują zarówno utopijne wizje socjalizmu i komunizmu, jak i mroczne reżimy nazizmu i faszyzmu. Kim był Karol Marks? Czy to, co o nim wiemy („wynalazł komunizm”, „przewodniczył robotnikom”, „wymyślił alternatywę dla kapitalizmu”) to tak naprawdę mity? Poznaj brawurową opowieść o człowieku, który zmienił myślenie ludzi o tym, jak działa świat. Premiera wywrotowej biografii „Idol. Życie doczesne i pośmiertne Karola Marksa” autorstwa Krzysztofa Iszkowskiego już 26 lutego!
Niemiecki filozof, który poświęcił życie krytyce kapitalizmu, był człowiekiem pełnym sprzeczności – idealistą, który wiódł hulaszcze życie, rewolucjonistą o burżuazyjnych korzeniach i przełomowym myślicielem, który zdobył doktorat po linii najmniejszego oporu.
Jak to możliwe, że człowiek piszący w londyńskiej bibliotece i żyjący na garnuszku rodziny i przyjaciół stał się ikoną walki klas? Dlaczego spowodował upadek własnej organizacji w chwili jej największego triumfu? Czemu chciał przekonać religijnych robotników do ateizmu? Czy jego chęć rozpętania rewolucji wynikała z odrzucenia przez chrześcijański niemiecki mainstream? I kto uczynił go Idolem?
Autor błyskotliwie i z lekkością łączy anegdoty z życia Marksa z analizą jego idei, pokazując, jak osobiste doświadczenia filozofa wpłynęły na jego teorię. Dostajemy też fascynujący portret epoki początków uprzemysłowienia Europy i globalizacji oraz ideowych sporów tamtych czasów, poznajemy źródła pojęć takich jak stosunki pracy, alienacja pracy czy świadomość społeczna. A nade wszystko, niczym u Harariego, jesteśmy świadkami narodzin idei mających moc zmieniania świata.
Połowa XIX wieku w Europie to czas gwałtownych przemian społecznych – głodu, recesji, politycznych napięć i epidemii. W najgorszej sytuacji są najubożsi, ale jak ich zjednoczyć tak, by wywołali międzynarodową proletariacką rewolucję? Kim był i skąd się wziął ten, który skutecznie do niej wezwał? Skąd czerpał odwagę filozof, który przestał interpretować świat, bo zrozumiał, że najwyższy czas wreszcie go zmienić? Książka Krzysztofa Iszkowskiego to brawurowa opowieść o Karolu Marksie, który, chociaż zanurzony w historii, wpłynął na nią jak mało kto. Co z tej zmiany zostało? I ile dzisiaj jest Marksa w „marksizmie”?
Katarzyna Kasia, filozofka i publicystka
Jeśli nie wiedzieliście, że Marks był zwolennikiem wolnego handlu, i jeśli chcielibyście pośmiać się z przekombinowanych tez Hegla, ale do tej pory było wam głupio przed waszym aspirującym do intelektualnej klasy środowiskiem – oto nadchodzi wyzwolenie. I mała towarzyska rewolucja. W końcu ktoś powiedział na głos rzeczy, które baliście się wypowiedzieć. Ale jeśli myślicie, że dzięki tej książce będziecie mogli zlekceważyć wkład Marksa w filozofię Zachodu, to srodze się zawiedziecie. A czyta się to jak kryminał.
Ziemowit Szczerek, pisarz i dziennikarz
W tej świetnie udokumentowanej książce Krzysztof Iszkowski z humorem i przenikliwością rozpakowuje biografię, myśl i recepcję autora Kapitału. Marks pozostaje intelektualnym wyzwaniem dla każdego nowego pokolenia czytelników, a Idol jest doskonałym przewodnikiem po jego życiowej drodze. To też portret ówczesnego społeczeństwa, nakreślony z wrażliwością na tak bliskie lewicy, a tak odległe epoce prawa kobiet, których rola, na różne sposoby, była dla Marksa fundamentalna.
Karolina Wigura, socjolożka i historyczka idei
Fragment książki „Idol. Życie doczesne i pośmiertne Karola Marksa”
Nie jest do końca jasne, czy Karol świadomie ignorował oczekiwania pod swoim adresem, czy też nieświadomie przeszacowywał finansową pozycję rodziny lub nie potrafił odnieść jej do własnych potrzeb. Obie możliwości świadczą o nim źle. Pierwsza sugeruje niezdolność do altruizmu (co kłóci się z wizerunkiem myśliciela i polityka motywowanego dobrem ludzkości), druga kwestionuje wizerunek Marksa jako przenikliwego ekonomicznego analityka. Listy Heinricha, w których wypomina synowi zarówno obojętność na to, co dzieje się z jego rodzeństwem, jak i niezdolność do przejrzystego prowadzenia rachunków (ten wątek zaczął się już po paru miesiącach w Bonn), wskazują, że i jedno, i drugie jest przynajmniej częściowo prawdą. Z drugiej strony, jeżeli głównym celem przenosin z Bonn do Berlina było nawiązanie kontaktów wśród pruskiej elity, to Karol podczas pierwszego roku w stolicy osiągnął więcej, niż było w zasięgu prowincjonalnego adwokata. Jak relacjonuje Robert-Jean Longuet (szczególną perspektywą tego biografa jeszcze się zajmiemy), „często bierze udział w wieczorkach Bettiny von Arnim, demokratki, która lubi zbierać w swoim pięknym domu – starym pałacu hrabiów Raczyńskich[1] – ludzi o przeciwstawnych poglądach, by wywołać ożywione dyskusje. W ten sposób spotykają się tam często reakcjoniści, jak jej szwagier profesor von Savigny i Pitt-Arnim, twarzą w twarz z Brunonem Bauerem, doktorem Oppenheimem, który uwielbiał profesora Gansa (adwersarza profesora von Savigny’ego), Karl Marx, jeden z beniaminków, i wielu innych”. Choć bywanie w takim towarzystwie nie musiało się wiązać z dużymi kosztami, to jednak mogło – dobre ubranie, przyjazd eleganckim powozem i wręczenie gospodyni bukietu kwiatów raczej nie były źle widziane. Karol był także bywalcem modnej kawiarni Stehely, miejsca spotkań członków Młodych Niemiec, która udostępniała gościom nieprawomyślną prasę. Książki (w pierwszej połowie XIX wieku relatywnie droższe niż dziś) oraz bilety do teatru (drogie, jeśli chce się siedzieć blisko ustosunkowanych znajomych) stanowiły ważne pozycje na jego liście wydatków.
W zaginionym liście z przełomu lat 1837 i 1838 Karol obiecał poprawę. List Heinricha datowany na 10 lutego 1838 roku – ostatni, który zachował się do naszych czasów – utrzymany jest w koncyliacyjnym tonie. Sześć dni później Henrietta raportowała Karolowi o trwającej od wielu tygodni chorobie ojca, która jednak zdawała się powoli ustępować. Po długiej nieobecności młody Marks przyjechał do Trewiru na Wielkanoc, która wypadła 15 kwietnia – w sześćdziesiąte pierwsze urodziny Heinricha – i został do 7 maja. Heinrich zmarł trzy dni po jego wyjeździe.
Biografowie Karola Marksa – poczynając od jego córki Eleonory – często podkreślają silną więź łączącą go z ojcem. Karol z emfazą wychwalał intelektualne przymioty Heinricha i nie rozstawał się ponoć z jego dagerotypowym portretem. Nie ma podstaw, by wątpić, że synowski sentyment był szczery – ale wiele wskazuje na to, że pojawił się poniewczasie, całe lata po śmierci Heinricha i w okresie, kiedy Karol wyrzucał sobie, że nie zdołał powtórzyć życiowego sukcesu ojca. Porównanie musiało być tym bardziej dojmujące, że pozycja startowa Karola – o czym Heinrich często mu przypominał – była o niebo lepsza: gimnazjum zamiast jesziwy, pełne studia zamiast rocznego podstawowego kursu prawa, możliwość wykorzystania ojcowskich kontaktów zamiast mozolnego wczołgiwania się w szeregi prowincjonalnej socjety.
Kodeks Napoleona, wciąż wówczas obowiązujący w Nadrenii, wcale nie był tak postępowy, jak zapisał się w potocznej pamięci. Według jego postanowień dwudziestoletni Karol nie był jeszcze pełnoletni, a kobiety (nawet wdowy) nie miały pełnej zdolności prawnej, co oznaczało, że małoletnim wyznaczano opiekunów prawnych. Była to dla Karola dobra wiadomość, bo matkę już wtedy postrzegał jako małostkową prostaczkę, której skąpstwo blokowało mu świetlane akademickie perspektywy. Mediacja przyznanego Karolowi opiekuna, trewirskiego adwokata Johanna Heinricha Schlinka, doprowadziła do ugody, na mocy której Henrietta wypłaciła Karolowi 160 talarów na dokończenie studiów, a także pożyczyła mu 950 talarów pod zastaw jego udziału w spadku po Heinrichu i jako zaliczkę spadku po samej Henrietcie. Te ustalenia, dziś nieco szokujące obcesowością, nie były w XIX wieku – kiedy mężczyźni umierali całe dziesięciolecia przed swoimi żonami, pozostawiając liczne potomstwo w różnym wieku, a posagi stanowiły ważny składnik majątków – niczym szczególnym. Były także dość hojne dla Karola. Jak miało się okazać po podliczeniu rodzinnych aktywów w czerwcu 1841 roku, na każde z żyjących dzieci przypadły 362 talary z ojcowskiego (a więc nie wliczając posagu Henrietty i otrzymanych przez nią spadków) majątku. Suma wydatków w ciągu sześcioletnich studiów Maura kilkunastokrotnie przewyższyła tę kwotę. Było to oczywiście ze szkodą dla reszty rodzeństwa i sprawiło, że dwie młodsze siostry Karola nie stanowiły dobrych partii i dopiero w późnym jak na standardy epoki wieku – odpowiednio trzydziestu dwóch i trzydziestu siedmiu lat – wyszły za mąż. Ostatecznie, jak zobaczymy, żyły długo i szczęśliwie, ale żadną miarą nie usprawiedliwia to niegospodarności ich brata, który mając do dyspozycji w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze ponad 100 tysięcy euro, i tak kupował na kredyt książki, ubrania i jedzenie. Księgarz, krawiec i właściciel sklepu kolonialnego bezskutecznie starali się odzyskać zaciągnięte przez niego długi za pośrednictwem uniwersytetu.
[1] Chodzi o willę pod adresem Unter den Linden 21, którą Atanazy hr. Raczyński nabył w 1834 roku i której piętro wynajął owdowiałej pani von Arnim. Właściwy berliński pałac Raczyńskich wzniesiono w latach 1842–1844 na działce podarowanej hrabiemu przez króla Prus pod warunkiem, że ten udostępni swoją kolekcję obrazów publiczności. W roku 1874 nieruchomość została sprzedana skarbowi państwa z przeznaczeniem pod budynek Reichstagu.