11 września ukaże się nowa książka Anne Applebaum „Koncern Autokracja. Dyktatorzy, którzy chcą rządzić światem” (oryg. Autocracy Inc. The Dictators Who Want To Run The World) w tłumaczeniu Michała Rogalskiego. To przejmująco aktualna analiza sposobu działania współczesnych autokratów, ich metod i sposobów, za pomocą których usiłują zmienić globalne zasady gry i obalić demokrację.
Fragment wstępu książki „Koncern Autokracja”
Mamy pewne wspólne komiksowe wyobrażenie państwa autokratycznego. Na jego czele stoi złoczyńca, który kontroluje armię i policję. Wojsko i służby nieustannie grożą społeczeństwu zastosowaniem przemocy. Wśród obywateli są zarówno podli kolaboranci, jak i dzielni opozycjoniści.
Tyle że w XXI wieku taki obrazek ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dziś autokracjami nie rządzą pojedynczy źli ludzie, ale całe skomplikowane sieci władzy. Wykorzystują do tego kleptokratyczny system finansowy i złożony aparat bezpieczeństwa – wojsko, formacje paramilitarne i policyjne. Polegają także na wyspecjalizowanych ekspertach, którzy obsługują narzędzia do inwigilacji, budowania propagandy i siania dezinformacji. Członkowie takich struktur tworzą pajęczynę wzajemnych powiązań wykraczającą poza granice pojedynczych krajów. Reżimowcy są wpleceni w sieci, które powstają w innych państwach autorytarnych i niektórych demokratycznych. Siły porządkowe jednego kraju mogą uzbrajać, wyposażać i trenować analogiczne formacje wielu innych państw. Zasobami dzielą się również propagandyści – farmy trolli i propagandowe media jednej dyktatury mogą pracować dla innej i powtarzać przy tym zgrane motywy: postępujący rozpad demokracji, stabilność gwarantowaną przez autorytaryzm, zło, którego źródłem jest Ameryka.
Nie oznacza to, że istnieje jakieś tajne miejsce spotkań, gdzie niczym w scenie z Jamesa Bonda schodzą się wszyscy złoczyńcy.
Konflikt, w którym tkwimy, nie jest bynajmniej dwubiegunowy ani czarno-biały. Nie stanowi „zimnej wojny 2.0”. Wśród współczesnych autokratów są tacy, którzy zwą się i komunistami, i monarchistami, i nacjonalistami, i teokratami. Reżimy, którymi rządzą, mają historyczne korzenie w bardzo różnych zjawiskach, przyświecają im różne cele i hołdują różnym estetykom. Chiński komunizm i rosyjski nacjonalizm różnią się nie tylko między sobą, ale żaden z nich nie przypomina też boliwariańskiego socjalizmu w Wenezueli, północnokoreańskiej ideologii dżucze ani szyickiego radykalizmu Islamskiej Republiki Iranu.
Wszystkie te systemy dają się z kolei odróżnić od arabskich monarchii i wielu innych krajów – Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Wietnamu – które w większości wypadków nie próbują szkodzić państwom demokratycznym. Istnieją wreszcie inne, łagodniejsze autokracje i demokracje hybrydowe, które czasami nazywa się demokracjami nieliberalnymi – Turcja, Singapur, Indie, Filipiny, Węgry. Takie kraje czasami wchodzą w sojusze ze światem demokratycznym, a czasami wręcz przeciwnie. Całej tej grupy nie wiążą w jedno żadne wojskowe lub polityczne alianse znane z dawniejszych czasów. Te państwa nie tworzą bloku, ale coś w rodzaju konglomeratu firm. Łączy je nie ideologia, ale bezwzględna i ślepa determinacja, aby uchronić indywidualne majątki i władzę. Tworzą Koncern Autokracja.