Dzbanek rozbity

10 lutego 2023

"Dzbanek rozbity. Sceny z życia, choroby, śmierci i żałoby" - Wojciech Czuchnowski

Udostępnij post
Dzbanek rozbity

Nowa książka Wojciecha Czuchnowskiego, to przepięknie napisana historia niesamowitej relacji. Mądry, szczery, napisany z dużym wyczuciem osobisty dziennik, będący zapisem życia, któremu kres kładzie choroba.

Podróż na południowe krańce Europy jest klamrą, w której Wojciech Czuchnowski, znany dziennikarz i publicysta, pomieścił intymny pamiętnik o odchodzeniu swojej żony. Z wnikliwością, precyzją i bez znieczulenia prowadzi nas przez stadia miłości, kryzysów ich związku i choroby. „Dzbanek rozbity” jest w równym stopniu bolesną, jak i niosącą nadzieję historią. Czuchnowski, pisząc ją, próbuje bowiem wydobyć się z rozpaczy. Ta próba przepracowania żałoby zmienia się na oczach czytelników w literaturę.

Przeczytajcie fragment książki „Dzbanek rozbity” autorstwa Wojciecha Czuchnowskiego:

– Tam są takie dwie skały, one zawsze dają cień – Agnieszka po-wiedziała to bardzo słabym głosem. Chciała powiedzieć coś więcej, ale lekarka z hospicjum domowego, którą poinformowaliśmy o naszym pomyśle, pogłaskała ją tylko po ręce. Był początek maja 2022 roku. Zaczynał się piąty rok choroby nowotworowej mojej żony. Wiedzieliśmy, że walkę przegrała. 28 kwietnia Agnieszka miała ostatnią wizytę w klinice. Nikt już niczego nie ukrywał. Jej stan – niemal całkowita bezwładność kończyn, potworne wychudzenie i osłabienie – to nie był wynik zastosowanej „terapii ostatniej szansy”. Rak zaatakował cały organizm. Koniec mógł nastąpić w każdej chwili.
Wtedy wpadłem na pomysł: wynajmiemy kampera i pojedziemy do nas na Sycylię. „Do nas”, bo w miasteczku Tusa na północy wyspy mieliśmy mały domek, kupiony z myślą o tym, że spędzimy tam starość. Kamper, bo lot samolotem był wykluczony ze względu na ciężki stan Agnieszki. Mogła jechać tylko w miarę wygodnie, leżąc na łóżku, ze swobodnym dostępem, tak by nie było problemu z podawaniem lekarstw, głównie morfiny w coraz większych dawkach.
Ale wtedy, gdy mówiła o „dwóch skałach”, czyli plaży w Castel di Tusa, cztery kilometry poniżej naszego domu, jeszcze nie brała morfiny. Pierwsze dawki zaczęły się dwa dni później.
Pomysł wyjazdu był mój, ale to Agnieszka dopilnowała, żebyśmy pojechali. Na początku nie sądziłem, że będzie chciała. Wyjazd stał się jednak jedyną rzeczą, która ją interesowała. Chciała wyjechać zaraz, nawet wiedząc, że może nie dojechać i że na pewno jedzie tam, by umrzeć.